Cześć, mam na imię Magda.
Tworzę tego bloga, aby podzielić się z Tobą pewną historią i następstwami, jakie ze sobą przyniosła.
Kilka lat temu moje sielsko anielskie życie nie wyglądało tak barwnie i kolorowo jak na zdjęciach, które możesz znaleźć na moich social mediach.
Przekazany mi w surowym wychowaniu perfekcjonizm narzucał swoje tempo życia. Poprzeczka nawet pod samym sufitem wciąż szeptała mi do ucha „sky is the limit”, możesz więcej, kto jak nie Ty! Dasz radę!
Starając się dogonić przysłowiowy własny ogon i zadowolić otoczenie, z aktorskim zacięciem i siłą drwala odgrywałam wszystkie narzucone mi role. Idealnej córki, matki, żony no i oczywiście pracownika korpo. Sukcesy a i owszem, były. Ale były także frustracje, rosnące oczekiwania, rozmnażające się jak króliki dodatkowe obowiązki i zadania. Lekko nie było, ale czułam się potrzebna, chwalona, silna i ważna.
Może i trwałabym w tym kołowrotku chomika do dzisiaj, gdyby nie wydarzenia, które uświadomiły mi, że swoim postępowaniem owszem, może i wygram challenge na wzornik stulecia, ale mogę też nie dobiec do mety w całości.
Ciało zna odpowiedź!
To nie tylko tytuł interesującej książki M.Siems’a ale także zwrot idealnie pasujący do kolejnych zdarzeń, które na szczęście okazały się dla mnie uzdrawiające w swoich skutkach.
Nie ma nic złego w rzetelnym wykonywaniu zadań, realizowaniu się w swoim zawodzie czy wypełnianiu codziennych obowiązków. Pod warunkiem jednak, że potrafimy z równie należytą starannością planować regularny odpoczynek i uczestniczyć w nim z pełnym oddaniem swojej uwagi.
Tego na tamten czas nie potrafiłam. Nie dbałam o to. Może nie byłam świadoma, że wybrany styl życia naraża mnie na permanentny stres…? Stres może być sprzymierzeńcem, bo motywuje do działania czy do ucieczki w sytuacji zagrożenia. Jednak może także okazać się destrukcyjny dla zdrowia, jeśli nie jest dostatecznie równoważony ukojeniem, odpoczynkiem.
Nie chciałam zatrzymać się sama, zatrzymało mnie mądrzejsze moje ciało.
Nabawiłam się poważnych problemów zdrowotnych. Lista badań zajęła ryzę papieru a ja robiłam przeciągi w korytarzu przychodni przemieszczając się pomiędzy gabinetami lekarzy przeróżnej specjalności. Objawów było całe mnóstwo. Chorowała prawie każda część mojego ciała.
Diagnoza mnie nie zaskoczyła. Jak w każdym filmie o podobnej fabule usłyszałam „proszę zwolnić tempo życia”. Ale poważnie rzecz ujmując przyczyną wszystkich moich dolegliwości okazał się nadzwyczaj wysoki poziom kortyzolu. To hormon, który wzmacnia działanie adrenaliny i noradrenaliny, dzięki czemu organizm lepiej radzi sobie w sytuacjach stresu. Zwiększa poziom glukozy we krwi, ponieważ w takich warunkach organizm potrzebuje zwiększonej energii. O samym kortyzolu i jego wpływie na organizm napiszę osobny post.
Na tamten czas nie oddawałam zwycięstwa walkowerem. W starciu stres vs ja wciąż miałam ambicje na puchar.
Poddałam się dopiero wtedy, kiedy moje chroniczne przemęczenie, problemy ze snem, zaburzenia apetytu czy niekontrolowane wybuchy złości zaczęły negatywnie wpływać na moje relacje z najbliższymi. Byłam tak nieznośna, że nie tylko opuszczali mnie bliscy, ale najtrudniej było mi ze sobą samej.
Znasz piosenkę O.N.A „A kiedy powiem sobie dość”? Przyszedł dla mnie właśnie TEN moment.
A ponieważ prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, jedna Dobra Dusza podsunęła mi propozycję udziału w kursie Redukcji Stresu MBSR. Słowo stres i redukcja w tytule brzmiało jak „w punkt”. Zresztą byłam wtedy na takim skraju wyczerpania, że przyjęłabym nawet arszenik w małych dawkach, gdyby tylko miało to pomóc.
Do dzisiaj udział w tym kursie uważam za kluczową decyzję w moim życiu i jedyne czego żałuję, to to, że nie wzięłam w nim udziału świetlne lata wstecz.
Kurs był dla mnie początkiem drogi do uzdrowienia. Ciała, samooceny, relacji z innymi.
Dzięki niemu odnalazłam siebie taką, jakiej nie znałam nigdy wcześniej.
Nie była to droga bez wybojów, potknięć czy chęci odwrotu. Przypominam sobie mój pierwszy Dzień Uważności, gdzie największym moim zmartwieniem było to, jak wytrwam w milczeniu kilka godzin. Wytrwałam i chciałam więcej.
Wszystko na tej drodze okazało się niezbędnym elementem procesu zmiany trybu życia, który wcale się nie zakończył.
Mindfulness to styl życia a nie podręczna apteczka. Kurs tą podróż rozpoczyna a od Ciebie zależy, czy pozostaniesz na tej ścieżce czy wrócisz na stare tory. Czy warto? Dla mnie warto. Ale mogę nie być tutaj obiektywna, bo jestem absolutnym mindful-freakiem.
Obserwując każdego dnia, miesiąca, roku jak pozytywne zmiany czyni w moim życiu nie mogę tej wiedzy, umiejętności i postawy zatrzymać tylko dla siebie. Chcę, jak każdym dobrem, dzielić się nim z innymi.
Dlatego podjęłam decyzję o wkroczeniu na ścieżkę Nauczyciela MBSR w Polskim Instytucie Mindfulness, gdzie nie tylko przykładnie pogłębiałam wiedzę pod okiem znakomitych międzynarodowych nauczycieli, regularnie praktykowałam z najlepszymi, ale i zyskałam grono wspaniałych przyjaciół.
Uff…Dobrnęliśmy wspólnie do Tu i Teraz. Dziękuję za Twoją uwagę.
Może ta historia będzie dla Ciebie inspiracją do zmiany w życiu, może zachęci Cię do udziału w kursie albo śledzenia moich postów a może okaże się wcale nieprzydatna.
To też w porządku.
Jeśli zaciekawił Cię temat mindfulness, zachęcam Cię do śledzenia moich przyszłych postów.
Bądź zdrowa, bądź zdrowy.
Ściskam, Magda